Kwarantanna! Cz.2
Czyli o Japonii w czasach Covidu.
Pierwsze dwa tygodnie pobytu w Japonii spędziłem na kwarantannie. Trzy dni rządowej kwarantanny (w tamtym czasie Polska była na liście krajów o podwyższonym ryzyku), a następnie 11 dni kwarantanny w hotelu lub domu. Ten pierwszy rodzaj kwarantanny nie był taki zły - miałem zapewnione trzy posiłki dziennie oraz dostęp do internetu, a pokój był klimatyzowany. Wyglądało to prawie jak urlop, gdyby nie absolutny zakaz wychodzenia z pokoju.
Co takiego można robić będą zamkniętym w pokoju? Głównie czytać i przeglądać internet. W prawdzie, mój pokój był wyposażony w telewizor, jednak telewizja nigdy nie była moją bajką. Z ciekawości go załączyłem i zacząłem skakać po programach. Jeden z kanałów pokazywał rolnika, żywo opowiadającego na jakiś temat. Kolejny - był relacją z wyścigów konnych. Jeszcze kolejny - gadające głowy. Ostatni z programów był naprawdę dezorientujący. Szeroko uśmiechnięty prezenter rozmawiał z paroma młodymi chłopakami, być może członkami boysbandu. W pewnym momencie, wyprowadzono jednego z nich do osobnego pomieszczenia w którym... pokazano mu kociaki. Gwiazdor rozpływali się w zachwycie a publiczność się śmiała. O co chodziło??? Nie wiem, ale to był najwyższy moment żeby wyłączyć telewizję :)
Drugiego dnia kwarantanny zorientowałem się że dostaję więcej jedzenia niż potrzebuję. Każdy zestaw składał się z bento, zupy miso - instant, kartonika soku jabłkowego oraz kartonika zielonej herbaty. Po zjedzeniu samego bento czułem się najedzony, co przy braku ruchu nie powinno dziwić... Nic, tylko się cieszyć zapobiegliwością Japończyków. Jednak jak się później dowiedziałem, nie każdy czuł się tak najedzony jak ja. Okazuje się, że można było poprosić obsługę hotelu o dodatkowe jedzenie, z czego niektórzy podobno korzystali...
Obiadowe bento zawsze wyglądało smakowicie...
Ta część kwarantanny nie obyła się całkiem bez przygód - o ile to co zaraz opiszę można nazwać przygodą. Trzeciego dnia rano, poczułem że w tym wszystkim czegoś mi brakuje. Była to poranna herbata/kawa. Na szczęście w pokoju znalazłem również torebki z herbatą. Co za szczęście. Zieloną herbatę rozpoznałem od razu - torebka nosiła symbol お茶. Jednak... był również drugi rodzaj herbaty. 昆布茶 - konbucha, co oznacza herbatę z wodorostów. Jak można zrobić herbatę z wodorostów? Nie brzmiało to jak dobry pomysł, jednak ciekawość zwyciężyła. A więc wyobraźcie sobie że siadacie rano do śniadania, spodziewając się że herbata w waszym kubeczku w niczym was nie zaskoczy. Jednak przy pierwszym łyku okazuje się że... to coś... smakuje jak mocno słony bulion. Nie mniej, przynajmniej pobudka była skuteczna.
Po trzech dniach, oraz kolejnym negatywnym wyniku na Covid, zostałem wypuszczony na dalszą część kwarantanny, którą musiałem wcześniej sobie zorganizować we własnym zakresie. Oznaczało to dla mnie przeniesienie się o zaledwie 2 kilometry dalej. Nowy widok z okna oczywiście był miłą odmianą ;) Jednak na zbyt wiele swobody wciąż nie mogłem liczyć - przykazano mi nie opuszczać pokoju jeśli to nie jest absolutnie konieczne. Zakupy spożywcze mogłem robić w sklepie sieci Lawson, znajdującym się wewnątrz hotelu, tak więc okazyjna przejażdżka windą była jedynym na co mogłem tymczasowo liczyć. Na szczęście, hotel dysponował również trzema restauracjami, dzięki czemu nie byłem skazany na jedzenie tego samego przez kolejne 11 dni.
Pierwszym zaskoczeniem w nowym hotelu był sposób działania... klimatyzacji. Jedyną kontrolką jaka była dostępna w pokoju był obrotowy guzik podpisany „air conditioning unit”. Niewiele myśląc uznałem że przecież air conditioning unit = klimatyzacja, przekręciłem go od razu do połowy. Jednak pokój nie robił się wcale chłodniejszy. Odniosłem wręcz wrażenie że z czasem, robiło się jedynie cieplej. Pierwszym odruchem było rozkręcenie AC do maksimum... Niestety jak się okazało na następny dzień, klimatyzacja w hotelu działa automatycznie, a moja kontrolka zamiast do chłodzenia, służyła do ogrzewania!
Na koniec dzisiejszego wpisu, jeszcze jedna ciekawostka. Hotel w którym spędzałem czas posiadał nieoczekiwane (ale bardzo miłe) udogodnienie jakim były... automaty z piwem :) Taki automat nie posiada żadnej formy weryfikacji wieku kupującego - minimalny wiek aby móc spożywać alkohol w Japonii to 20 lat - jednak najwyraźniej Japończycy liczą na uczciwość oraz odpowiedzialność kupujących.
Asahi oraz Kirin - dwa największe browary w Japonii, posiadające łącznie ponad 70% udziału w rynku.
Co ciekawego można jeszcze znaleźć w japońskich hotelach? Jak wyglądało „raportowanie” swojego stanu zdrowia podczas kwarantanny? To już opowiem w następnym wpisie - ostatnia część na temat kwarantanny :)